Moja niechęć do Ryszarda Petru i Nowoczesnej może wydawać się zaskoczeniem – jak to tak? Liberał i nie lubi drugiego liberała?
Moja niechęć do Ryszarda Petru i Nowoczesnej może wydawać się zaskoczeniem – jak to tak? Liberał i nie lubi drugiego liberała?
Ewolucja ustaliła, że liberały wzajemnie się podgryzają, niczym w godowej walce samców, gdzie silne kłapnięcie paszczęką oznacza energię i wigor życiowy. Bez porównania moje 'uszczypliwości' są o wiele, wiele słabsze niż Pana Ryszarda, ale mam swoje powody, aby je wykonywać. Zasadniczo chodzi o to, że mu nie wierzę.
Wiara jest podstawową rzeczą dla polityka każdej opcji, bez której nie może się obejść. Skuteczny działacz na lewicy musi mieć wiarę w program i w swych wyborców, podczas gdy na prawicy politykowi wystarczy jeno w Boga. W liberalnym centrum jest nieco inaczej – tam to wyborcy muszą nam zaufać i w nas wierzyć. Oni muszą sami zakrzyknąć: „oto nasz kandydat, prowadź nas ku wiecznej chwale”. Rzecz w tym, że ostatnim człowiekiem w polityce, do którego mógłbym tak powiedzieć, był pewnie Balcerowicz i to jeszcze sprzed czasów starości i uwiądu.
Każdy kolejny polityk liberalny to smęciarz i technokrata w najgorszym, korporacyjnym wydaniu. A Petru może uchodzić za wzorzec takiego człowieka. Ekonomista, bankowiec, przewodniczący kilku rad nadzorczych - człowiek wychowany na zimnych, oszklonych salonach, gdzie triumfowała kalkulacja i wiara w zdehumanizowane cyferki, a za coś normalnego uchodziło odcięcie się od społeczeństwa i jego problemów. I teraz pytanie – jak można zaufać komuś takiemu? Społeczeństwo nie przepada za ludźmi w garniturach, skądinąd słusznie uważając, że pod krawatem człowiek robi się bardziej cyniczny i wredniejszy, a na pewno mniej uczciwy. A przecież Petru pół swojego życia spędził między krawatami. W mojej opinii polityk zwłaszcza liberalny, musi być charyzmatyczny. Musi budzić zaufanie, wywoływać reakcję (najlepiej pozytywną), wyróżniać się in plus. Tymczasem kolorytu u Ryszarda Petru nie widzę, tylko surowość i nieustępliwość kamienia.
O ile jeszcze charakter kupki żwiru bym mógł wybaczyć, wszak to genetycznie leci, o tyle to, co wyczynia pod jego przywództwem Nowoczesna to dla mnie przelanie czary. Wpadł mi w ręce taki zgrabny dokumencik „Nowoczesna Ochrona Zdrowia”. Już pierwszy postulat „Najważniejsi będą Pacjenci” oznajmia, że to nie czas konkretów ani pomysłów, tylko gładkich hasełek, do których przylepią się wyborcy, którym wiele do życia nie trzeba. Nie jest to ambitny cel, choć przyznaję, że pięć procent da się z tego uzbierać. Co to za wynik, skoro wykręciły go „ludzie-muchy”, zwabione lepem Nowoczesnej? Dalej. „Szybko skrócimy kolejki”, „Zlikwidujemy marnotrawstwo środków”, „Poprawimy sposób funkcjonowania”. A ja się pytam – jak? Mnie nie wystarczy obietnica. Muszę wiedzieć, jak zamierzacie ją zrealizować. Nie da się ukryć, iż to Petru wyznaczył taką linię promowania partii, wszak pracował w bankowości i wie, że wpierw trzeba kurę nakarmić, aby zniosła jajo. Teraz Petru karmi, a potem będzie smażył jajecznicę. Przynajmniej wiem, że nie zrobi jej na moim zaufaniu.