Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

AGNTURA BOLSZEWICKA W ZARZĄDZIE GŁÓWNYM ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH (ZG ZLP).

ZLP

AGNTURA BOLSZEWICKA  W  ZARZĄDZIE GŁÓWNYM ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH (ZG ZLP).
Aleksander Szumański
źródło: INTERNET

AGNTURA BOLSZEWICKA  W  ZARZĄDZIE GŁÓWNYM ZWIĄZKU LITERATÓW POLSKICH (ZG ZLP).

"OBŁAWA", "KRYPTONIM LIRYKA" JOANNY SIEDLECKIEJ - PODZWONNE DLA ŁAHDAKÓW BOLSZEWICKICH W BIEŻĄCYM  ZG ZLP.NA  CZELE Z PREZESEM

 ZG ZLP MARKIEM WAWRZKIEWICZEM.

Marek Wawrzkiewicz był attaché kulturalnym ambasady PRL w Moskwie. Według zasobów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej w 1980 roku został pozyskany jako konsultant Służby Bezpieczeństwa do sprawy o kryptonimie "Almanach" na środowisko literackie i ...! został jurorem konkursów literackich (sic).  

Sprzyja mu komunistyczne środowisko  literackie w Dworku Białoprądnickim w Krakowie z Maciejem  Naglickim, Justyną Tremvecką , Anną Kajrtochopwą, Aleksandrem Krawczukiem,  Lidią Żukowska . Jerzym Targalskim ,Szczęsnym Wrońskim i innymi, wysyłających listy z pogróżkami rozbicia szyb w lokalach i mieszkaniach prawych pisarzy, przykład "Galeria obrazów" Małgorzaty Małeckiej w Krakowie, ul. Westerplatte 13.   

Szczególną hipokryzję i ohydę  wykazał wielokrotnie Szczęsny Wroński. Dołączył się do nagonki z maczugą salonową  - antysemityzmem na prezesa Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich (KOZLP) Konrada Strzelewicza. Otoczony przynierzem Macieja Naglickiego, Lidii Żukowskiej, Wojciecha Kajtocha TW "Dywersja", Anny Kajtochowej, Justyny Trembeckiej - bandy post komuny zosytał prezesem KOZLP.

W czasie prezentacji poezji w Dworku w Mydlnikach wygłosił utwór "O czerwonym kutasie najlepiej stojącym rano", po czym hipoktytycznie opuścił KOZLP motywyjąc dezyzję obecoćią TW w ZG ZLP.

Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN

13 lis 08 09:01

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/obecne-wladze-zwiazku-literatow-polskich-w-aktach-ipn/lm0vw

Konsultant Marek Wawrzkiewicz

Z akt IPN wynika, że większość członków ścisłego kierownictwa Zarządu Głównego ZLP, wybranych do tych władz w 2007 r., uwikłana była w działalność na rzecz służb PRL.

Mało zaszczytną listę otwiera obecny prezes, Marek Wawrzkiewicz. Przy jego nazwisku w aktach IPN można wyczytać między innymi: "Pseudonim, kryptonim »MW«, podstawa pozyskania - dobrowolność i odpowiedzialność obywatelska. Do jakiego zagadnienia pozyskany 17 września 1980 roku - kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany - »ALMANACH« [...] Karta 3 E-14/1 Wawrzkiewicz Marek - Aleksander urodzony 21.02.1937 roku. Data zapisu 15 września 1986 roku. Teczka personalna konsultanta Wydziału III Biura Studiów SB MSW nr rej. 30311 przekazana z Wydziału III 1 Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych".

Współpracę z konsultantem Markiem Aleksandrem Wawrzkiewiczem zakończono w 1986 r., niszcząc dokumentację w 1990 r. Całość akt współpracy zapisano w mikrofilmach.

Konsultant SB zwykle zajmował eksponowane stanowisko społeczne lub zawodowe. Nie podpisywał zobowiązania o współpracy, zwykle nie miał nadawanego pseudonimu operacyjnego i co najważniejsze, nie pobierał wynagrodzenia za "konsultację".

Wawrzkiewicz w okresie trwania PRL pełnił wiele odpowiedzialnych funkcji zawodowych i społecznych, będąc między innymi redaktorem naczelnym młodzieżowego pisma literackiego "Nowy Wyraz" czy miesięcznika "Poezja".

Był attaché kulturalnym ambasady Polski w Moskwie. Działał na forum Pisarzy Partyjnych ZLP sprzed 1981 r., a z racji kontaktów redakcyjnych miał wiele znajomości wśród różnych wiekiem twórców literatury.

- To dla mnie całkowite zaskoczenie - powiedział "Gazecie Polskiej" Marek Wawrzkiewicz. Nie potrafił wskazać podstawy zakwalifikowania go jako konsultanta SB. - Całe życie byłem lewicowcem, ale nie świnią - stwierdził. Opowiedział, jak w listopadzie 1982 r. wysłano go na placówkę do Moskwy jako korespondenta prasy literackiej. Tam niejaki płk Strzelecki proponował mu współpracę, lecz, jak stwierdził, "udało mi się z tego wymigać".

Mówi, że dziś go jako prezesa ZLP absolutnie nie interesuje, czy któryś z literatów współpracował z SB, czy nie, szkodził, czy też nie. Uważa, że niczemu nie służy wyrzucanie przez niektóre osoby wielkim postaciom literackim opozycji, że pisali wiersze o Stalinie oraz że podpisywali różne pisma, solidaryzując się z partią i władzą. - To byli inni ludzie, żyjący w zupełnie innych czasach - stwierdził Wawrzkiewicz. - Zresztą, co wynika z tego, że ktoś dajmy na to w latach 70. coś chlapnął - dodał.

- Ci młodzi ludzie z IPN, którzy wyobrażają sobie, że mogliby cały czas mosty wysadzać, nie zdają sobie sprawy, jakie to były czasy - zakończył prezes.

Konsultant Krzysztof Gąsiorowski

Krzysztof Kazimierz Gąsiorowski to wieloletni wiceprezes ZG ZLP, obecnie prezes honorowy warszawskiego oddziału tego związku. Prywatnie jeden z najlepszych przyjaciół Marka Wawrzkiewicza.

Oto fragment wypisu z karty 2 E-14/1: "Gąsiorowski Krzysztof Kazimierz urodzony 19.05.1935 roku Warszawa. Data zapisu - 27. X. 74. W latach 1970-1974 był w rozpracowywaniu organizacyjnym Wydziału III Komendy Stołecznej MO w Warszawie, numer sprawy 5544, jako podejrzany o zamiar przesyłania na Zachód utworów literackich o treści kontrowersyjnej. Czynności operacyjne nie potwierdziły tych podejrzeń. Sprawa w archiwum Wydziału »C« KS MO w Warszawie, numer 3185/III".

W następnym wypisie czytamy: "Numer rejestracyjny Biura Wydziału »C« - 26893, data: 19.11.1979 r. Kategoria - konsultant, pseudonim »KG«, podstawa pozyskania - współodpowiedzialność obywatelska. Data pozyskania - 12 listopada 1979 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany - kultura i sztuka. Do jakiej sprawy pozyskany - Sprawa Operacyjna »ALMANACH«. Konsultant E-16, 12. I. 90 - Sprawę wyrejestrowano 12. I. 1990 z uwagi na nieprzydatność do celów operacyjnych. Materiały numer rejestracyjny 26893 zniszczono komisyjnie ze względu na brak wartości operacyjnych protokołem OP-0074/III/90 z dnia 9.01.1990 r.".

Krzysztof Gąsiorowski w rozmowie z "GP" był zupełnie zaskoczony informacjami z IPN. Nie potrafił wskazać zdarzeń, które mogły spowodować zaliczenie go przez SB do jej konsultantów. Przypomniał, że w pewnym okresie jedna z osób z krakowskiego środowiska KPN o tym samym co on imieniu i nazwisku podszywała się pod niego. - Podpisywał moje książki, a później okazał się być pracownikiem SB - mówił o tej osobie Gąsiorowski. Wyjaśnia, dlaczego nie dopuszczał możliwości pójścia na współpracę z bezpieką. - Byłem człowiekiem partii, ale to oznaczałoby przekroczenie kolejnej granicy - stwierdził.

- Lustracja z punktu widzenia interesu społecznego to gra niewarta świeczki - uważa Gąsiorowski. Dodaje, że ludzi nie da się sprowadzić do czystych kategorii grzechu i niewinności. - Trzeba przełknąć trochę ludzkich przywar - konkluduje.

Konsultant Aleksander Nawrocki

Aleksander Nawrocki to wieloletni członek władz warszawskiego oddziału ZLP oraz ZG ZLP, obecnie właściciel Wydawnictwa Książkowego IBiS, a także redaktor naczelny pisma "Poezja Dzisiaj".

W aktach Biura "C" MSW czytamy: "Nawrocki Aleksander, urodzony 14 marca 1941 roku - Bartniki - Data zapisu - 4 kwietnia 1989 roku. Konsultant Wydziału IV Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, numer rejestracyjny 68706".

O ile Wawrzkiewicz i Gąsiorowski byli zarejestrowani jako konsultanci stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych i stołecznej Komendy Milicji Obywatelskiej, o tyle Nawrocki Aleksander był "konsultantem" o kilka szczebli wyżej, bo samego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z zachowanej w IPN dokumentacji dowiedzieć się można, że 26 lipca 1989 r. nastąpiła faktyczna rezygnacja z "jednostki" przez MSW, a materiały dotyczące jego współpracy złożono i sfilmowano w archiwum Wydziału II Biura "C" MSW numer 22464/I.

Aleksander Nawrocki w rozmowie z "GP" stwierdził, że zaszło nieporozumienie wywołane zbieżnością nazwisk. - W 1988 r. ktoś by chyba musiał zwariować, by iść na współpracę. Kogo wówczas interesowała współpraca z bezpieką? - stwierdził. Mówił, że nie było takich okoliczności, w których mógłby zostać uznany za konsultanta SB.

Aleksander Nawrocki jest zwolennikiem dostępności wszystkich akt IPN. - Lustrować - tak, ale wszystkich - zaznaczył. Dodał, że jest ciekawy lustracji w ZLP. Chciałby się na przykład dowiedzieć, kto donosił również na niego.

Aleksander Nawrocki w roku 2013 wizytował "Warszawska Gazetę" grożąc sprawą sądową.

Konsultant Andrzej Zaniewski - TW "Witold Orłowski"

O tym, że wśród obecnych władz Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich mogli zaistnieć jednocześnie w podwójnej roli "konsultanci" i tajni współpracownicy SB oraz innych służb, świadczą akta Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące jednego z trzech wiceprezesów - Andrzeja Zaniewskiego. Według zapisów IPN o numerze 5912 z 7 lutego 1979 r.: "kategoria - konsultant, pseudonim, kryptonim - Witold Orłowski. Do jakiego zagadnienia pozyskany - Kultura i Sztuka. Do jakiej kategorii sprawy pozyskany - OBIEKTOWA".

Z następnych akt można się dowiedzieć: "Zaniewski Andrzej, urodzony 13 kwietnia 1940 roku w Warszawie, numer ewidencyjny sprawy 5912, data 22 kwietnia 1971 roku; kategoria Tajny Współpracownik; pseudonim, kryptonim Witold Orłowski; podstawa pozyskania - dobrowolność. Data pozyskania 19.04.1971 roku. Do jakiego zagadnienia pozyskany - literackie, do jakiej kategorii sprawy pozyskany - obiektowej".

Fragment kolejnych akt: "pseudonim - »Witold Orłowski«; proszę o wyrejestrowanie drugostronnie wymienionego. Materiały zarejestrowane przez Wydział OKPP do numeru 5912 zostały komisyjnie zniszczone zgodnie z protokołem Nr OP-00113/90 z dnia 31.01.1990 jako nie przedstawiające wartości organizacyjnej".

- Muszę potwierdzić: to prawda - powiedział "GP" Zaniewski. - Nie będę się wybielał - dodał. Na pytanie, dlaczego wcześniej nie ujawnił faktu współpracy ze służbami PRL, odparł, że nie było takiej potrzeby. Stwierdził, że to dla niego bolesne sprawy i trudno mu o tym mówić. Opowiedział, że SB starała się go wysuwać na eksponowane stanowiska. Unikał tego, by nie musieć ujawniać przed nią faktów dotyczących innych osób. - Starałem się nie szkodzić, ale czy nie szkodziłem na pewno, trudno powiedzieć - mówił. Stwierdził, że bardzo liczył na to, że do lustracji dojdzie od razu po przemianach w kraju, gdy prezydentem został Lech Wałęsa. - To olbrzymia strata, że tak się nie stało - kończył Zaniewski.

Konsultant Jacek Kajtoch

Jacek Kajtoch to emerytowany wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkiem Związku Literatów Polskich jest od niepamiętnych lat. W reaktywowanym związku od początku, czyli od 1983 r., pełni funkcję jednego z wiceprezesów. W aktach założonych przez Służbę Bezpieczeństwa 28 maja 1976, przechowywanych obecnie w IPN pod numerem rejestracyjnym KR-17222, w karcie 2 E)-4/73 czytamy: "Kajtoch Jacek, urodzony 7 lipca 1933 roku w Wadowicach [...] Nr rejestracyjny Biura (Wydz.) »C«; data 6.10.76 r.; Kategoria - Konsultant, pseudonim, kryptonim »JACEK«. Podstawa pozyskania - współodpowiedzialność; data pozyskania 14.09.76. Do jakiego zagadnienia pozyskany - DYWERSJA 01, wykaz akt 30.07.80".

Z innych akt wynika, że od 28 maja 1976 r. Jacek Kajtoch był kandydatem na współpracownika-konsultanta, ale w kilka miesięcy później SB zanotowała, że od 6 października tego samego roku pozyskała go jako konsultanta na zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej. Akta mówiące o współpracy konsultanta "Jacka" zniszczono w "jednostce operacyjnej" 31 stycznia 1990 r.

- Po aferze z Pyjasem odmówiłem wszelkiej współpracy - powiedział "GP" Jacek Kajtoch. Stwierdził, że po tym, jak wziął udział w pochodzie żałobnym po śmierci Pyjasa w 1977 r. w Krakowie, był nawet represjonowany - nie wypłacono mu na przykład dodatku za kierowanie studium dziennikarskim na UJ. Bezpieka przestała się nim wówczas interesować. Powiedział też, że komitet uczelniany naciskał na niego, by wstąpił do "Solidarności". Odmówił, bo nie chciał, by PZPR wykorzystywała go przeciwko związkowi. Jak stwierdził, zawiódł się na komunizmie w PRL. Uważa, że dziś lustracja jest potrzebna w odniesieniu do osób na stanowiskach państwowych.

Konsultant Wacław Sadkowski

Sprawę konsultanta o pseudonimie "Olcha" omawiała swego czasu "Rzeczpospolita". Kolejny wiceprezes ZG ZLP, były redaktor naczelny "Literatury na Świecie" - Wacław Sadkowski - zaprzeczył, jakoby mógł być jakimkolwiek współpracownikiem służb represyjnych Polski Ludowej. Nie ma więc sensu pogłębiać tematu "Rzeczpospolitej", że był "Olchą"...

Leszek Żuliński - TW "Jan" i "Literat"

W 2007 r. na łamach "Trybuny" publicysta Leszek Żuliński opisał, jak podczas zjazdu delegatów Związku Literatów Polskich w maju tego samego roku został bezpardonowo zaatakowany przez ziejącego nienawiścią człowieka prawicy, Marcina Hałasia z Katowic. Dzięki odpowiedzi Hałasia zamieszczonej w "Gazecie Polskiej" do opinii publicznej przedostały się wiadomości o przebiegu ostatniego zebrania najwyższych władz ZLP.

Hałaś - prezes oddziału ZLP w Katowicach, zadał pytanie kandydatowi do władz krajowych o nastawienie do problemu lustracji i konkretne pytanie: czy w przeszłości Leszek Żuliński był tajnym współpracownikiem służb represyjnych PRL? Prowadzący zebranie obecny sekretarz generalny ZLP Grzegorz Wiśniewski zabronił zarówno Marcinowi Hałasiowi, jak i komukolwiek z sali zadawania tego typu pytań. Uznał bowiem, że stanowi to próbę ingerencji w sferę prywatną kandydata do władz naczelnych związku. Jego zdaniem bezprawną i niemającą żadnego związku z działalnością w ZLP. Wiśniewski na forum związku wyjaśniał, że prawo nie zabrania byłym współpracownikom służb specjalnych PRL-u kandydowania do władz ZLP. Oświadczył także, że kierowane do Żulińskiego pytanie było w istocie usiłowaniem przeniesienia na teren ZLP praktyk dzikiej lustracji.

- Po pytaniu Hałasia powiedziałem, że nie dotyczy ono materii wyboru władz związku - mówi "GP" Wiśniewski. Na pytanie, dlaczego tak się zachował, odpowiedział, że materiały gromadzone i publikowane przez IPN są jego zdaniem całkowicie niewiarygodne. - Są na to wprost tysiące dowodów. Dlatego nie będę się odnosił do żadnej informacji, za którą będzie stał tak zwany Instytut Pamięci Narodowej - stwierdził Wiśniewski.

Zapis o poecie i krytyku literackim Leszku Żulińskim jest następujący: "Figuruje w systemie SYSKIN MSW 18347/I w rejestrze 39849 Żuliński Leszek urodzony 25.08.1949 »Jan« KW MO Warszawa 65124/II w rejestrze 9754 Żuliński Leszek »Literat«". Z innych zapisów wynika, że TW o pseudonimie "Jan" i "Literat", pozyskany do współpracy 24 października 1974 r., zrezygnował z dalszych kontaktów 22 stycznia 1990 r. Dokumentów o działalności TW "Literat" i "Jan" brak jest w zasobach IPN, brak też adnotacji o zmikrofilmowaniu materiałów.

Leszek Żuliński, poproszony przez "GP" o zajęcie stanowiska wobec informacji znajdujących się w dokumentach IPN na jego temat, odpowiedział, że nie zamierza ich komentować i przerwał rozmowę.

Grzegorz Wiśniewski - w kręgu zainteresowań służb wojskowych

Próba dotarcia do akt IPN dotyczących sekretarza generalnego Zarządu Głównego ZLP - Grzegorza Wiśniewskiego przyniosła efekt w postaci odpowiedzi ze strony Instytutu, że całość dokumentacji Grzegorza Wiśniewskiego przejęły służby wojskowe w Krakowie.

Grzegorz Wiśniewski, zapytany przez "GP" o ewentualne jego związki z tajnymi służbami PRL, powtórzył, że nie będzie się odnosił do żadnej informacji, która pochodzi z IPN.

Autor: Julian Kasprowski, Maciej Marosz Źródło: Gazeta Polska

Przyszedł taki czas, kiedy nierozliczenie się z mrocznej, dławiącej przeszłości PRL-u uderzyło ze zdwojoną siłą w system wartości etycznych, moralnych, patriotycznych wreszcie, wyznawanych przez znakomitą część polskiego społeczeństwa, powodując zrozumiały szok i przerażenie.

Ujawniane są kolejne dramatyczne wydarzenia sprzed 1989 roku. Okazuje się, że niemożliwe jest normalne życie, spokojny, bezrefleksyjny marsz w przyszłość bez znajomości tych wydarzeń, bo ciągle wychodzi jakiś upiór i domaga się oceny.

Czy coś usprawiedliwić mogło niegodne zachowania i postawy w przeszłości, czy nawet osobiste zagrożenie ze strony systemu może stanowić usprawiedliwienie dla czynów moralnie nagannych?

Dla zaniechań obrony gnębionych przez reżim? Na te pytania właśnie teraz odpowiadamy.

Literaci, poeci, ludzie pióra najogólniej mówiąc, po „ „Czerwonej mszy” Urbankowskiego, „Miazdze” Andrzejewskiego, „Hańbie domowej” Trznadla, mogą się przejrzeć w ostatniej książce Joanny Siedleckiej.

Autorka znana z drapieżnych publikacji biograficznych, „Czarny Ptasior”, „Jaśnie Panicz”, „Pan od poezji”, wydała „Obławę” i "Kryptonim liryka", rzecz o pisarzach represjonowanych przez polski komunizm (Wyd. Prószyński i S - ka S.A., Warszawa ).

Korzystając z archiwum IPN, ale i innych źródeł muzealnych i zbiorów prywatnych, stworzyła relację porażającą swym autentyzmem.

"OBŁAWA", "KRYPTONIM LIRYKA"

Praca (438 str.) obudowana jest solidnie reprodukcjami raportów i notatek służbowych agentów SB, tajnych współpracowników (TW), kontaktów obywatelskich (KO), pism urzędowych prokuratur i MO. Reprodukcje pism Związku Literatów Polskich mają w tym obszarze relacji swój poczesny, acz niesławny udział.

Jest to książka o zaszczuwaniu wybranych przez reżim postaci z kręgu literatury, przeznaczonych do ideologicznego „odstrzału”, z uwagi na szkodliwość dla ustroju ich działań często pozaliterackich, jak podpisywanie apeli, listów do władz naczelnych PRL w obronie kultury polskiej.

System dławił w owym czasie w środowiskach twórczych każdą myśl niezależną, niepodporządkowaną doktrynie obowiązującej na danym etapie rozwoju komunistycznego państwa.

 Książka zwraca przede wszystkim uwagę na ofiary prześladowań, ich tragiczne wielowymiarowe przeżycia, czasami kończące się śmiercią fizyczną lub cywilną, czasami tylko utratą zdrowia w więzieniach.

Przy okazji jednakże jest kopalnią wiedzy o metodach pracy aparatu przymusu, szantażach, prowokacjach, oplątywaniu siecią agenturalną niewygodnych politycznie pisarzy.

Groza wieje, jak wstrętnie zachowywał się niejednokrotnie ówczesny Zarząd Główny Związku Literatów Polskich względem upatrzonych przez reżim do zastraszenia, zamilknięcia kolegów po piórze.

Związek dbał przede wszystkim o przywileje dla wybranych. Siedlecka jako ofiary represji wymienia tytułem egzemplifikacji kilkanaście postaci.

Dotyczy to Wojciecha Bąka, Jerzego Brauna, Stefana Łosia, Władysława Grabskiego, Heleny Zakrzewskiej, Jerzego Zawieyskiego, Melchiora Wańkowicza, Pawła Jasienicy, Januarego Grzędzińskiego, Ireneusza Iredyńskiego, Jacka Bierezina.

Wokół historii represji ich dotyczących znajdują się liczne relacje o innych postaciach literackich objętych „Obławą” i "Kryptonimem liryka".

Szczególnie odrażająca jest wieloletnia, nieustająca praktycznie nagonka i presja wywierana na znanego z XX-lecia niepodległej Polski katolickiego poetę ze środowiska wielkopolskiego, Wojciecha Bąka.

Nagonka trwała do śmierci poety w roku 1961, mającego podówczas 54 lata. Ogromny udział w obławie mają koledzy z Zarządu Poznańskiego Oddziału ZLP i Zarządu Głównego.

Gdy w 1948 roku na zjeździe pisarzy w Szczecinie zadekretowano socrealizm, W. Bąk od razu ustawił się doń opozycyjnie. Nie chciał przystać na zniewolenie swojej twórczości przez kagańcowy, sowiecki kierunek literatury. „Wolność to uświadomiona konieczność”, „walka klas jako motor dziejów” i temu podobne mądrości marksistowskie to nie dla niego.

Za to niebawem został „mianowany” wrogiem klasowym, ZSRR i Polski Ludowej. Reżimowa prasa rzuciła się nań brutalnie jako nieuleczalnego fideistę. Dostał ścisły zakaz druku i przez 10 lat nic już nie mógł wydać.

To oznaczało po prostu nędzę. Tzw. Koło Młodych Literatów przy Zarządzie Wojewódzkim w Poznaniu, „wściekłych” komunistów, w istocie miernoty, które wieszały się przy „większych” nazwiskach literackich, rzuciły się na W. Bąka, chcąc go pozbawić mieszkania w domu związkowym. Wybitnemu erudycie rozmiłowanemu w literaturze i sztuce antyku, czytającemu w oryginale Tacyta, znawcy Homera, Sofoklesa, Horacego, Szekspira, wyrobiono opinię groźnego wariata. Tymczasem poeta pogrążony w izolacji i osamotnieniu po prostu żył w skrajnej nędzy i abnegacji. W rezultacie kolejnych posunięć przeciwko wrogowi klasowemu ulokowano go w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu po paru miesiącach z „psychuszki” próbuje na siebie zwrócić uwagę nieudanym na szczęście samobójstwem. Pisze rozpaczliwe listy do Bieruta, Ambasady Włoskiej, chce wyjechać na Zachód. Za „negatywny stosunek do naszej rzeczywistości”, za porównanie ustroju komunistycznego z hitleryzmem ZLP usuwa go ze Związku (vide protokół posiedzenia Zarządu Wojewódzkiego ZLP w Poznaniu, s. 23). Praktycznie nikt ze strachu przed zemstą reżimu W. Bąka nie bronił. Głośny literat, Aleksander Wat w „Moim Wieku” pisze, „że tylko dzięki Iwaszkiewiczowi nie wsadzono go do więzienia, tylko do domu wariatów”. Joanna Siedlecka opierając się na bardziej wiarygodnych relacjach mówi, że to nieprawda. Bąk w istocie chciał procesu karnego, bo sądził, naiwny biedak, zagubiony w czarnej dziurze polskiego komunizmu, że nagłośni swoją sprawę i przestaną go prześladować. Reżim miał go dość, ówczesny Zarząd Wojewódzki ZLP w Poznaniu i Zarząd Główny trząsł się ze strachu przed władzą ludową. Jeśli literaci sami nie zrobią z Bąkiem „porządku” „rozwiążą nasz Związek”. No i zrobili z Bąkiem porządek. Wsadzili go znów do „psychuszki”. Doznał tam uszkodzenia słuchu, stosowano względem zdrowego człowieka elektrowstrząsy, trzymano wśród alkoholików i kokainistów. Znalazł się na samym dnie ludzkiej niedoli. Ale i tam nie zabito jego talentu, nie zachwiano trzeźwości umysłu. Pisał wiersze na bibułkach, przechowywał je w pamięci przez ciągłe powtarzanie. Pisał o nich: „Są jak namiot na nagiej pustyni w nocy chroni od zimna, we dnie od upału. I wielka cisza nagle w twojej duszy płynie. I znajduje w niej spokój i pogodę ciało”. Jeszcze krótko przed śmiercią „siedział” trzy miesiące w areszcie. Iwaszkiewicz, mianowany przez komunistów „księciem poetów” napisał w 1961 roku, już po śmierci Bąka, „iż doznał w "psychuszkach" wielkich i niezasłużonych cierpień, o których tak mało mówimy, o których nie chcemy mówić”. Sergiusz Sterna-Wachowiak w Gazecie Poznańskiej z 11 czerwca 1999 r. napisał o Bąku: „W jego sprawie jak w skamielinie zastygły na zawsze: ludzka małość, podłość, obłuda i ludzka niezgoda, upór, sprzeciw, na wieczną pamiątkę czasów pod osąd potomnych!”. Równie wstrząsająca jest historia presji wobec znanego literata, poety, publicysty, filozofa, działacza państwowego w konspiracji antyniemieckiej, żołnierza ochotnika w 1920 roku, Jerzego Brauna. Aresztowany w październiku 1948 roku jako sekretarz redakcji bardzo wówczas poczytnego "Tygodnika Warszawskiego" (pismo katolicko-społeczne – 70 tys. nakładu), J. Braun został skazany na dożywocie. Całą grupę współpracowników pisma wraz z żoną Brauna Hanną, jego bratem Juliuszem skazano na kary od 6 do 15 lat więzienia za usiłowanie obalenia nowego ustroju. W tej dobranej grupie skazańców, świetnej polskiej inteligencji znaleźli się dwaj późniejsi adwokaci Wiesław Chrzanowski i Andrzej Kozanecki, a także mój akademicki mentor na Wydziale Prawa UW, docent Tadeusz Przeciszewski. Został aresztowany na drugi dzień po kolokwium, które u niego na Uniwersytecie zdawałem. Po sześciu, może siedmiu latach spotkałem go przypadkowo w pociągu, poznał mnie, mimo upływu lat, bezbłędnie. Miałem okazję podziękować mu serdecznie za wspaniałe wykłady, troskę o młodzież akademicką w trudnych latach polskiego stalinizmu. Jerzy Braun przesiedział przeszło 8 lat w najcięższych więzieniach PRL-u, na Mokotowie, w Rawiczu i Wronkach. Nie pozostawił żadnych wspomnień więziennych. Unikał wszelkiej martyrologii, pisał o „sprawach”, nigdy o sobie. Współtowarzysze z więzień wspominają go jako animatora wykładów filozoficznych, wieczorów poetyckich, oczywiście na miarę i możliwości Wronek czy Rawicza. Siedzieli z nim różni ludzie, choćby generał SS i Policji Geibel, płk Kostek Biernacki, komendant Berezy Kartuskiej. Podobno w więzieniu napisał powieść o Bolesławie Chrobrym, którą zainteresował się Borejsza. Zaginęła gdzieś w przepastnych archiwach bezpieki. Zarówno Braunowi, jak innym więźniom pisarzom (Łosiowi, Kudlińskiemu, Bednorzowi) Związek Literatów w trudnych chwilach nie udzielił żadnej pomocy. A prawomocnie osądzonych skreślał z listy członków. Braunowi do śmierci w 1975 roku, nawet wtedy, gdy przebywał w Kanadzie, a później w Rzymie towarzyszyła agenturalna „opieka” reżimu. Represjonowano, jak powszechnie wiadomo, Melchiora Wańkowicza, zrobiono mu proces karny, siedział kilka tygodni w areszcie pod bzdurnymi zarzutami przerzucenia listu do córki przez ambasadę USA do Stanów Zjednoczonych, z wiadomościami oczerniającymi Polskę Ludową. Wówczas wiadomości oczerniające to były żądania literatów zwiększenia przydziału papieru i złagodzenia cenzury. Co do Wańkowicza, pamiętam jego proces. Mówiono, że cierpiał katusze, gdy nie wszystkie światła rampy były nań skierowane i dlatego areszt znosił jak medialną przygodę, pogodnie mimo zaawansowanego wieku. Reżim tym procesem bardziej został ośmieszony aniżeli przyniósł mu jakieś wymierne korzyści polityczne. MOŚCI ZAWIEYSKI CZAS SKAKAĆ Ale śmieszne na pewno nie były represje zastosowane wobec Jerzego Zawieyskiego, które rozpoczęły się po jego słynnym wystąpieniu w Sejmie wygłoszonym 10 kwietnia 1968 roku, po wydarzeniach marcowych. Mówił wówczas wprost do Gomułki i Kliszki, protestował odważnie w obronie polityki Koła Znak, w obronie „pałowanych” przez MO studentów, tłamszeniu życia kulturalnego, a w szczególności przeciwko zdjęciu z afisza „Dziadów” w reżyserii Dejmka. Sala wyła i tupała, panowała atmosfera linczu, pisze Siedlecka, jak wówczas, gdy posłowie PPR niszczyli Mikołajczyka i posłów opozycyjnych. Zawieyski zginął śmiercią tragiczną, trapiony przez depresję, prawdopodobnie wypchnięty z tarasu szpitalnego lecznicy rządowej na bruk gdzie przebywał po wylewie krwi do mózgu. Został zadeptany przez reżim, nie z powodu swego statusu literackiego, ale dlatego, że zdradził Polskę Ludową jako polityk PRL-u. Obrzucili go zaszczytami, faworami, był członkiem Rady Państwa, a śmiał bluźnierczo na system podnieść rękę. A jakiego dramatu doznał Paweł Jasienica? Autor imponujących publikacji historiozoficznych, żołnierz podziemia niepodległościowego w okupacji hitlerowskiej i tuż po niej. Od lat był pod ścisłym nadzorem. Pomówiony przez Gomułkę o współpracę z bezpieką, do śmierci był osaczony przez agenturę, „opisywany” przez podstawioną agentkę „Ewę”, która w końcu została jego żoną. „Ewa Max” przyjaciółka, potem żona pisarza wpisuje się w cały szereg znanych z historii seksotów (sekretnyj sotrudnik) dostawianych do znanych literatów przez sowieckie specsłużby. Majakowski miał Lilli Bric przy sobie. Elsa, jej siostra pełniła tę samą rolę przy Louisie Aragonie, krytyczną biografię Aleksandra Sołżenicyna napisała Natalia Rieszetowska, jego była żona, agentka NKWD. Brechtowi dostawiono pracownika Stasi Marię Eich. „Ewa Max”, jak wynika z jej licznych notatek służbowych i raportów, znała niemało ludzi z opozycji niepodległościowej. Jako żona Jasienicy była z nimi w towarzyskich stosunkach. Nie sądzę, by znała poważne tajemnice opozycji, buszowała raczej w warstwie towarzysko-plotkarskiej. Wszystko co widziała i słyszała niebywale gorliwie przekazywała MSW. Notatki zdradzają dużą inteligencję, pisane są w dobrej polszczyźnie, okraszone różnymi smaczkami. Jasienica był jej zadaniem szczególnym. Przywarła do niego aż do śmierci. Odziedziczyła po nim spory spadek. Nawet pogrzeb pisarza (1 sierpnia 1970 r.) stał się dla ludzi z tzw. aparatu okazją do filtrowania środowiska: kto i co mówił na pogrzebie, kto śpiewał hymn narodowy, a kto się od tego wstrzymał. Agenci zrobili przy okazji 124 znakomicie ostre fotografie. Teraz to wszystko wydaje się kuriozalne, wtedy było podszyte tęgim narodowym dramatem. I to również należy do historii PRL-u. Siedlecka zgromadziła i przekazała fakty bez ogródek. Szczególnie dotyczy to sfery obyczajowej i intymnej ofiar obławy. Nie wiem czy do końca sprawdzalnych. Czy źródła agenturalne mogą być dowodami definitywnymi? Ofiary są pokazywane, kaci pozostają w cieniu i zazwyczaj dobrze się mają. I to też trzeba odnotować. Prawda w życiu publicznym jest niezbędna, ale nie wiem, czy wszystkie ofiary reżimowej obławy, gdyby żyły, życzyłyby sobie takiej prawdy, względnie w takiej formie.

Źródła:

Joanna Siedlecka "Obława", "Kryptonim liryka"

"PALESTRA" (pismo adwokatury polskiej) Andrzej Bąkowski, adwokat (Warszawa)

„Obława”. Podzwonne PRL-u

 http://delta.lex.pl/pages/document/-Oblawa-Podzwonne-PRL-u/569176%3bjsessionid=9933766452970F477BBA3CDD13CC6B80.node2

http://gosc.pl/doc/761493.Zona-z-bezpieki

RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW Z ŻONĄ Z BEZPIEKI W TLE

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #ZLP

Aleksander Szumański

Aleszum.blog - https://www.mpolska24.pl/blog/aleszumblog111111

Lwowianin, korespondent światowej prasy polonijnej w USA, Kanadzie,RPA, akredytowany w Polsce. Niezależny dziennikarz i publicysta,literat, poeta, krytyk literacki.
Publikuje również w polskiej prasie lwowskiej "Lwowskie Spotkania".

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.