Coś nam się nie podoba, to się buntujemy. Wzrasta w nas gniew, co trwa, a potem nagle wybucha nasza frustracja wywołana latami bezczynności, godzenia się ze złem.
Zbuntujemy się, coś tam zniszczymy, i to nas uspokoi. Wszystko wróci do normy. Albo nie, wywoła to rewolucje. Zmieni świat. Na jeszcze gorszy.
Biały policjant zabił Murzyna, bo ten Murzyn był naćpany, wyrywał się, i trzeba go było przydusić. Domniemany rasista zabił jawnego kryminalistę. Czarni zobaczyli mur między białymi i zechcieli go obalić. I tymi swoimi chęciami obalenia zaczęli go rozbudowywać.
Ci Murzyni widzą pomnik, ale go nie rozumieją. Więc go obalają. Bo wszelkie pomniki im się z białymi kojarzą, których nie rozumieją. Nie doszli do ostatniej zwrotki. Bo nie skończyli szkoły. Nie wiedzą, kim był Kościuszko.
Trump buduje mur między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Lewica się oburza - mury trzeba burzyć! Mury powinny runąć. Ale im bardziej chcemy mury obalać, tym one bardziej rosną.
Jacek Kaczmarski, bard „Solidarności”, napisał piosenkę o murach, która miała premierę w 1978 roku i stała się potem hymnem opozycji wobec komunistów rządzących PRL-em. Śpiewaliśmy to przy ogniskach przez całe lata 80-te XX wieku.
To był protest song oparty na utworze katalońskiego barda Lluisa Llacha. Oryginał był hymnem opozycyjnym w stosunku do prawicowych rządów generała Franco. U nas to była opozycja do lewicowej junty generała Jaruzelskiego.
Kaczmarski tak kiedyś powiedział o swoich „Murach”:
„Była to autentyczna pieśń o wolności, z cudowną melodią, porywającą tak bardzo, że tłum śpiewał wspólnie z artystą paląc przy tym świece. Mnie to natychmiast skojarzyło się z rewolucją bolszewicką, o której ktoś na Zachodzie powiedział, że nie zwyciężyłaby, gdyby nie porywające pieśni. No i napisałem Mury, czyli słowa do istniejącej melodii, mówiące o tym, jak utwór przestaje być własnością autora, staje się własnością tłum.”
To jest piosenka o piosence, o tym, że piosenki, i stające za nimi emocje, mogą być porywające, a zatem też destrukcyjne - ale kluczowa jest ostatnia zwrotka! Tłum robiąc rewolucje, jakieś rozruchy, demonstracje, pragnąc wywalczyć sobie wolność, wpędza się w jeszcze większą niewolę. Chcemy obalać mury - a je w istocie budujemy. Masowy wybór powoduje masowe zniewolenie.
Rozumiemy głównie refren:
Wyrwij murom zęby krat
Zerwij kajdany, połam bat
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!
Ale nie dochodzimy do końca i pomijamy ostatnią zwrotkę:
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...
Wszystkie zaciekłe, masowe, spolaryzowane spory kończą się wzrostem zamordyzmu. Zbiorowe, polityczne, binarne wybory są przeważnie destrukcyjne. Wybór między dwiema możliwościami: stawiać czy burzyć mur, ten czy tamten - to zawsze cholerne ograniczenie wolności. A przecież życiu służy różnorodność, wielość wyboru, miliony możliwości - nieprawdaż?
Za komuny były tylko dwie możliwości: być za komuną, lub przeciw. Klątwa tego dualizmu trwa w nas do dziś. A w istocie obalenie komuny powinno nam otworzyć nieskończenie wiele możliwości. Nie otworzyło. Ciągle tkwimy w tym samym schemacie, ciągle budujemy socjalizm - ciągle albo się na wszystko godzimy, albo wszystko kontestujemy. Jak zwykle burząc mur nic politycznie sensownego nie zrobiliśmy - zbudowaliśmy nowy mur. Chcieliśmy obalić socjalizm - a od 30 lat zażarcie go rozbudowujemy.
Grzegorz GPS Świderski