Kilka dni temu wróciłem z wyprawy na Białoruś. Moje wrażenia z kraju zza żelaznej kurtyny?
Najpierw NEGATYWNE: 1) Czym bardziej na wschód kraju, tym ludzie bardziej niemili, sfrustrowani, smutni. Nikt się nie uśmiecha, nie mówi proszę, dziękuje… Blisko 100 lat komunizmu zrobiło swoje.
2) Kolejki na granicy irracjonalne. Stoimy 6 godzin i nie wiemy po co. Sama odprawa 15 minut. Żeby przejechać 40 km białoruską autostradą, na formalności straciliśmy godzinę (kilkustronicowy dokument i 8 podpisów, wykup urządzenia typu naszego viaTOLL i wpłacenie 50 Euro kaucji). Warto by przeciwników UE wysłać na Białoruś. Urzędnicy gburowaci, robiący łaskę, że robią to, co do nich należy.
3) Na każdym kroku wspomnienie wojny: pomniki (zdjęcie nr 3), na postumentach czołgi (zd 4), armaty, samoloty i … bilbordy 6-7 letnich dzieci w mundurach (zd 5), które są gotowe bronić swojej ojczyzny (przed kim?). W każdej miejscowości, nawet w wioskach, pomnik Lenina (zd 6, 20) czy Armii Czerwonej. Czym bardziej na wschód tym wyraźniej widać, jak na wsiach czas zatrzymał się w miejscu 100 lat temu.
5) Widoczny brak klasy średniej. Albo ktoś jest bogaty (dobre samochody- (zd 7) i wystawne wille), albo średnia krajowa, czyli biednie.
6) Niby bezrobocia oficjalnie nie ma (za „niepracowanie” płaci się „sztraf”), ale ludzi bez pracy mnóstwo. Zarobki minimalne na poziomie 140 $ miesięcznie, choć zdarzają się i niższe. Można zaobserwować, że czasami trzy stanowiska pracy, można byłoby obsłużyć jednym. Ale po co?
Teraz POZYTYWNE:
1) Bardzo, wręcz wyjątkowo czysto, przez 7 dni nie wypatrzyłem papierka na ulicy, nawet na wiejskiej drodze,
2) Bezpiecznie. Przez 7 dni nie spotkałem żadnego pijaka (choć wódkę pije się tam od świtu po zmierzch), czy chuligana szukającego zaczepki.
3) Ludzie na ulicach ubrani dobrze, modnie i schludnie.
4) Dobre drogi, zarówno te tranzytowe, jak i te w miastach.
5) Przyzwoite hotele (zd 8), nawet ten w małym miasteczku (TV 50 cali, klimatyzacja, lodówka, stylowe meble…).
6) Telefonia komórkowa działa świetnie. Połączenia bardzo tanie. Sygnał wszędzie mocny. Darmowe Wi-Fi w hotelach i niektórych restauracjach.
6) Niemal w każdej, nawet małej miejscowości, kościół i cerkiew (zd 9, 10, 19), najczęściej obok siebie.
6) Przepyszny, zimniuteńki kwas chlebowy sprzedawany z beczek (zd 11) i prawdziwy, pachnący czarny chleb. Do tego słodkie paluszki kukurydziane przypominające smaki dzieciństwa.
7) W sklepach niemal wszystko co i u nas. Markety sieciówek w każdym większym mieście. Towary przemysłowe 20-30% droższe niż u nas. Spożywcze- porównywalne ceny. Paliwo po ok. 2 zł za litr.
8) Pola w większości zagospodarowane. Żniwa w pełni. Słoma zrolowana.... Zdecydowanie mniej nieużytków niż kiedyś.
9) W dużych miastach (Brześć, Homel…) ulice, budynki, sklepy… niespecjalnie odbiegające od naszych miast. Odrestaurowane stare pałace i parki (zd 22, 23). Czym bliżej granicy, tym lepiej. Były tereny Polski odbiegają, na plus, od wschodniej Białorusi.
10) W małym miasteczku (14 tys. mieszkańców) Hancewicze (60 km od Baranowicz): dwa domy kultury (zd 12), cech rzemiosł, kino (zd 13), muzeum, zadbane parki (zd 14, 15, 16, 21), dużo pięknych kwiatów (zd 17) i wypielęgnowanej zieleni.
11) Ludzie w prywatnych relacjach przyjaźni i otwarci.
12) No i na koniec przyroda (zd 18) , prawdziwa, często nie tknięta ręką człowieka od setek lat.
PODSUMOWANIE: podobny, choć inny niż nasz świat. Dyktatura uporządkowała kraj, choć pozbawiła ludzi pełnej wolności. Myślę, że kiedyś, kiedy ten kraj się otworzy, będzie ciekawym miejscem dla inwestycji zagranicznych. Ludzie są europejscy, tylko system blokuje rozwój. Białorusini żyją po prostu inaczej. Jak widać było, człowiek jest w stanie przystosować się do każdych okoliczności. Jechałam tam po 23 latach z sercem na ramieniu. Mimo wszystko bardziej byłem zaskoczony na plus, niż na minus. Na minusy się nastawiłem, plusy były miłą niespodzianką. Wróciłem, jestem w domu. I co by nie powiedzieć, wolę swoje miasto i starą, mimo wszystko dobrą Europę.
P.S. Urodziłem się w Hancewiczach na byłych terenach Polski- Polesie. Mój dom niestety już został zburzony. Na jego miejscu stoi piękna willa Popa, który nas przyjął bardzo serdecznie, choć widzieliśmy się pierwszy raz w życiu (ostatni raz byłem tam 23 lata temu). Baciuszka (bo tak wszyscy nazywają prawosławnego kapłana) ma żonę, którą nazywają wszyscy Matuszka i 10 dzieci, i jak twierdzi, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Domu mego nie ma, ale wspomnienia z dzieciństwa pozostały (wyjechałem w wieku 8 lat). Przyznam się, łzę uroniłem.
Nie sprawdził pan Tyszkiewicz jak tam na Białorusi z równouprawnieniem dla gejów, lesbijek i pozostałych 60 płci? :D
dziękuję za relację!