Rzeczony tekst: http://www.mpolska24.pl/post/11871/wieszcza-armagedon-500
Mam do tego programu stosunek negatywny, ale przyjmijmy, że
wynika on z niechęci politycznej.
Jako że „poznacie ich po ich owocach”, zobaczymy co będzie, ja nie spodziewam się niczego dobrego.
Ponieważ jednak nie jestem makroekonomistą ani nawet ekonomistą, nie będę się silił na krytykę tego programu.
Moją uwagę zwrócił passus artykułu „czym się różni praca polskiego pracownika w Lidlu w Polsce za 1600 złotych od pracy niemieckiego pracownika w tymże Lidlu za 1600 … ale euro? Po prostu takie firmy jak sieci handlowe - w większości zagraniczne - traktują nas jak kolonię, którą wyciska się jak cytrynę. (Ale to temat na zupełnie inny tekst.)”
Polemizuję więc pewnie z przyszłym tekstem, ale mądrości ludowe, jak ta powyższa, stale się pojawiają w rozmowach rodaków. U mnie to było przy okazji roboczego spotkania przy kielichu, w którym uczestniczył emigrant z Irlandii i zamiast wrażego niemieckiego Lidla było omawiane bardziej przyjazne brytyjskie Tesco.
Będę bezczelny. Odsyłam do hasła w Wikipedii „wydajność pracy” https://pl.wikipedia.org/wiki/Wydajno%C5%9B%C4%87_pracy . Tam jest to wyjaśnione dosyć przystępnie. Polecam zwłaszcza uwadze Redaktora mapkę, w której intensywność koloru pokazuje powody, dla których u nas - jak się ongiś mawiało - „na paskach” złotówki, a tam euro.
Tak w skrócie: kraj Lidla jest krajem bogatym, produkuje i sprzedaje więcej niż postkomunistyczna Polska na dorobku, w tym w przeliczeniu na głowę obywatela. Za wysiłkiem każdego robotnika stoi również odpowiednie uzbrojenie pracy. Jeśli zgodzimy się, że za płacą powinna iść odpowiednia wydajność pracy, sytuacja staje się nieco jaśniejsza.
Teraz wątek osobisty. Urodziłem się w PRL, krótko po po końcu stalinizmu. I mam to szczęście, że za mojego życia zrzuciliśmy jarzmo gospodarki socjalistycznej. Moja osobista recepta na zwiększenie wydajności pracy polega na komercjalizacji własnych patentów. Do tego potrzebny jest kapitał i duża ilość szczęścia. Niestety, akumulacja kapitału wymaga, żebym pracownikom nie rozdawał całego wypracowanego zysku. Płacę im tyle, ile wymaga historycznie ukształtowany rynek pracy i tyle żebym miał zadowoloną i wydajną załogę.
Oczywiście nie każdy będzie, jak to mawia redaktor Gierej, informatykiem albo wynalazcą-przedsiębiorcą.
Zachęcam jednak do popierania innowacyjności i przedsiębiorczości, a nie mrzonek, że zadekretowaniem pustego pieniądza poprawimy zamożność społeczeństwa.
A programy typu "pińcet" służą jedynie przekupstwu wyborczemu. Ale tym niech się (przyszłe) CBA zajmie.
-------------------------------------------
Tekst nadesłał p. Zbigniew Miara, przedsiębiorca, naukowiec i wynalazca. Bardzo dziękujemy za polemikę.