Czasem opadają mi ręce po lekturze wpisów na fejsie. Tak jest dziś po informacji o wyrzuceniu z pracy wydawczyń serwisu TVP Info.
Jak donoszą media (i potwierdza TVP), redaktorki wydań dostały polecenie od samego szefa TAI, że mają nie robić relacji na żywo z marszu KOD-u. Odmówiły, argumentując, że jest to najważniejsze newsowe wydarzenie przedpołudnia (słusznie!). Zostały wyrzucone z pracy. Kolejna zwolniona odmówiła emitowania dzień później, na antenie TVP Info, materiału "Wiadomości" z poprzedniego dnia pokazującego, jak to rzekomo strasznie traktowano demonstrantów w czasach rządów PO.
Ktoś, kto pisze, że to wszystko normalne i tak być powinno, albo nie rozumie roli dziennikarza, zwłaszcza dziennikarza mediów publicznych, albo jest bliski mentalnością homo sovieticus.
Normalne zasady są takie. Jest szef pionu informacji, jest szef anteny, jest szef telewizji. Oni nie redagują dzienników, nie decydują o pracy reporterów i wydawców. Za dobór tematów i sposób ich realizacji odpowiada wydawca programu. To odpowiedzialna funkcja, zatrudnia się do tej pracy dziennikarzy doświadczonych, rzetelnych, potrafiących ustalić hierarchię ważności tematów.
To wydawca odpowiada za zawartość programu w danym dniu i odpowiada on jedynie przed swoim bezpośrednim zwierzchnikiem - szefem programu. Jeśli zadzwoni do niego z poleceniem szef anteny, pionu informacji, telewizji albo PiS-u, powinien zostać wysłany na drzewo!
Jeśli szef programu uważa posunięcia wydawcy za błędne, może go odsunąć od pracy, dać naganę czy zwolnić. Podobnie szef pionu czy szef anteny może postąpić z szefem programu, a szef telewizji z nimi dwoma.
Po co piszę o sprawach oczywistych? Bo widzę, że wiele osób nie ma o tym pojęcia, lub udaje niewiedzę. Telewizja to nie jest fabryka śrubek, dziennikarz nie jest od ślepego wykonywania poleceń, zwłaszcza poleceń ludzi nie będących jego bezpośrednimi przełożonymi. W swojej pracy powinien się kierować profesjonalizmem, którego częścią jest przestrzeganie zasad etycznych zawodu.
TVP zawsze była na bakier z zasadami niezależności i rzetelności, zawsze były naciski polityczne, zawsze trafiali się szefowie z politycznego nadania, strzegący polityki partii. Ale nigdy chyba nie było to robione tak bezwstydnie jawnie. Robiono to pokątnie, w białych rękawiczkach. Dziś mamy ostentacyjnie pokazane, kto tu rządzi i co czeka tych, którzy nie podporządkują się ślepo partyjnym komisarzom.
Dorzucam wspominkową ciekawostkę nie z TVP, tylko z prywatnej Telewizji Wisła (jako TVN Południe weszła później w skład TVN-u).
Kierowałem redakcją informacji. Jeden z właścicieli stacji, Bogusław Zięba, wydał za moimi plecami polecenie wydawcy, aby obsłużyć nic nieznaczące posiedzenie partyjne jego kolegów z AWS-u i dać to na antenę. Ewa Nowicka odmówiła, tłumacząc grzecznie, że to bzdet, a dzieją się akurat sprawy ważne i przy dwóch ekipach zdjęciowych nie ma szans nawet na jazdę tam. Skończyło się na krzykach, ale materiału oczywiście nie było. W kolejnym dniu dostałem polecenie zawieszenia Ewy za niewykonanie polecenia członka zarządu i współwłaściciela telewizji (i zwolnienia jej z pracy, ale to już sugestia ustna). Polecenia były właściwie dwa - jednobrzmiące - od prezesa oraz od członka zarządu i współwłaściciela. Oczywiście odmówiłem.
To wszystko działo się w prywatnej stacji! Nie w publicznej, tam to w ogóle nie byłoby dyskusji. Przynajmniej dla mnie.
Nie brakuje ludzi tęskniących za białoruskimi standardami. Warto obserwować i zapamiętać nazwiska...
------------------------------------------------------------------------
* Tytuł od redakcji
** opublikowane za zgodą autora tekstu, Pana Macieja Gawlikowskiemu, któremu bardzo dziękujemy za zgodę na publikację.