Minister Radosław Sikorski właśnie poinformował, że na spotkaniu unijnych ministrów spraw zagranicznych pokazano mu nieznane oświadczenie prezydentów Polski i Litwy. Jak można było przypuszczać dwóch aktorów prowincjonalnych wezwało w nim do niepodejmowania rokowań wspólnoty europejskiej z Rosją. W czasie, kiedy komedianci z nowej Unii Polsko-Litewskiej przypominają o istnieniu gruzińskiego watażki młodzież z organizacji „7 listopada” usiłowała zająć gmach gruzińskiej telewizji państwowej w Tbilisi. Uczestnicy demonstracji żądali emisji dokumentalnego filmu o brutalnej interwencji gruzińskiej policji przeciwko pokojowej demonstracji w stolicy kraju 7 listopada 2007 roku i wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Przed rokiem ulubieniec Lecha Kaczyńskiego wysłał policję do rozpędzenia opozycyjnego protestu.
Policja użyła gazu łzawiącego, gumowych pocisków i armatek wodnych. W odpowiedzi na postulat wolnych mediów Saakaszwili rozkazał zamknąć opozycyjną stację telewizyjną Imedi.
Gruzińska opozycja zapowiedziała od 7 listopada nową falę protestów. Krytycy prezydenta domagają się jego ustąpienia i oskarżają Saakaszwilego o autorytaryzm i gwałcenie wolności mediów.
„Przyjechaliśmy tu, aby podjąć walkę” – wołał jeszcze niedawno polski prezydent. Walkę z kim? Z gruzińskim narodem?