Jest to o tyle ciekawe badanie, że rozdział tzw. ubezpieczenia zdrowotnego od pozostałych ubezpieczeń społecznych rozpoczął się w 1999 r. Pozostaje pytanie: dlaczego ten rozdział ,,musi” funkcjonować skoro na pytanie: Proszę wskazać te spośród wymienionych składek, które są składkami na ubezpieczenie społeczne 46% badanych, wskazuje, że jest to ubezpieczenie zdrowotne.
Teza: Dlaczego nie zacząć wskazywać na korzyści połączenia poszczególych składek?
Np. zacząć od składki zdrowotnej i chorobowej, aby za wydatkowanie odpowiadała jedna instytucja. Dlaczego?: Dnia 1 lutego 2017 r. w Dzienniku Gazecie Prawnej ukazał się tekst
p. Klary Klinger i Patrycji Otto pt. ,,Dom Wariatów Polska”, w którym wskazano, że ,,zwolnienia spowodowane depresją oraz innymi podobnymi problemami kosztują ZUS coraz więcej. W tej chwili ta kategoria odpowiada za największą grupę wydatków ubezpieczeniowych związanych
z nieobecnością w pracy. Wyprzedza choroby krążenia, które przez lata były na pierwszym miejscu. W sumie ZUS-owskie koszty schorzeń psychicznych wzrosły z 4,5 mld zł w 2010 r. do 5,9 mld zł w 2015 r.”.
Z filozoficznoprawnego punktu widzenia ubezpieczenie chorobowe to świadczenie wypłacane pracownikowi głównie z tytułu "tymczasowej" niezdolności do pracy spowodowanej chorobą (oprócz urlopu macierzyńskiego, świadczenia rehabilitacyjnego, opiekuńczego i wyrównawczego). Natomiat z tzw. ubezpieczenia zdrowotnego (dlaczego, to nie jest ubezpieczenie zdrowotne poza nazwą, opisałem w: http://ksiegarnia.pwn.pl/Ochrona-zdrowia-w-Polsce-z-punktu-widzenia-filozoficznoprawnego,234193072,p.html) pokrywane są koszty za leczenie dla placówek medycznych, do których zgłaszają się pacjenci.
Jednak pomiędzy zgłaszaniem się pacjenta po pomoc medyczną a pobieraniem zasiłku chorobowego nie występuje korelacja na poziomie poszczególnych instytucji (jedna płaci za leczenie, a druga za zwolnienie). Wnioskiem jest to aby pacjent nie przebywał w ,,nieskończoność” na zasiłku chorobowym tylko został wyleczony i powrócił do aktywności społecznej i zawodowej. Na podanym powyżej przykładzie p. Klary Klinger i Patrycji Otto, to ,,9,5 mln dni wolnych od pracy z powodu zaburzeń psychicznych wzięli Polacy w pierwszym półroczu 2016 r. To o prawie 70% więcej niż w tym samym czasie 2010 r.”.
Innym przykładem jest ok. 10 tys. chorych, za które NFZ w 2015 r. zapłacił ok. 300 mln zł ale tylko za leki. Jednocześnie drugie tyle ZUS wypłaca w formie przyznanych rent. W tym konkretnym przypadku (nie piszę kogo dotyczy, aby nie stygmatyzować tylko jednej grupy chorych – chcę wskazać tylko zależności) według samych chorych kwestią, czy będą aktywni społecznie i zawodowo jest, to jak szybko trafią do leczenia. Każdy miesiąc oczekiwania w tzw. kolejce pozbawia chorych tych aktywności. Gdyby odpowiadała jedna instytucja za poszczególnego chorego, to by widziano, że samo wydatkowanie pieniędzy wręcz czasami przeszkadza w przywracaniu chorych do aktywności społecznej i zawodowej.
Od 1989 r. w Polsce tzw. system ochrony zdrowia, służby zdrowia (nie ma prawnej legalnej definicji więc trudno się licytować, kto co pojmuje, myśląc o ochronie zdrowia) był rozpatrywany przeważnie tylko przez pryzmat finansowania świadczeń zdrowotych lub technologii medycznych. W skrócie. Tylko przez kwestie ,,naprawcze człowieka, kiedy choruje”. Jednak należy zwrócić uwagę, że od 1960 r. do 1999 r. w Polsce funkcjonowało Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Natomiast w latach od 1987 r. do 1999 r. Ministerstwo Pracy i Polityki Socjalnej, które przekształcono w Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (od 2015 r. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej). Wydawałoby się, że to tylko semantyka: Kwestie opieki społecznej wyłączono z Ministerstwa Zdrowia i włączono do Ministerstwa Pracy a przy okazji zmieniono pojęcie ,,opieka społeczna” na ,,polityka społeczna”. Nie do przyjęcia był również termin ,,Polityka Socjalna”.
Pytanie, czy nadal musimy tkwić w dogmacie, że człowiek potrzebuje tylko tego, aby go wyleczyć? Odpowiedź: Otóż nie. Potrzebuje po chorobie pomocy w powrocie do społeczeństwa, pracy zawodowej i niekoniecznie tej, którą wykonywał dotychczas, bo może już jej nie może wykonywać. Jednak bez koordynacji działań organów władzy, które mają w swych kompetencjach zagadnienia zdrowia i opieki społecznej (dziś są to kompetencje rozłączne w wielu płaszczyznach, czasami wręcz się wykluczają) nie możemy oczekiwać zmiany podejścia samych pacjentów.
(W następnym wpisie wskażę na 17 organów władzy (instytucji jest o wiele więcej), które w swym zakresie działań mają zagadnienia dotyczące zdrowia i opieki społecznej, i w różnych formach finansują poszczególne działania).